Endomondo. |
Endomondo, krokomierz Samsung i lokalizator Bushnell - porównanie sprzętów
Od dość długiego czasu szukałem jakiejś formy nawigacji pomocnej
w moich spacerach po lesie. Zbliżał się sezon grzybowy i chciałem się
przygotować na scenariusz, w którym pójdę szukać grzybów i nie będę
musiał zwracać uwagi na orientacje w terenie, a poświęcę swoje już
niezbyt bystre oczy wypatrywaniu borowików i prawdziwków.
Początkowo dostałem od żony do testowania tablet Samsunga z zainstalowanym Endomondo.
Wszyscy znajomi zachwalali je jako świetne narzędzie do łażenia po
lasach i biegania, intuicyjne, sprytne i niewymagające (no i darmowe).
Oto kilka moich spostrzeżeń, dodam, że czysto subiektywnych:
1.
Endomondo. Jeśli jesteś biegaczem, outdoorowcem parkowym (chodzącym po
parku), rowerzystą a bezdroża dla Ciebie to kilka polnych dróg za
miastem to Endomomdo będzie znakomitym wyborem. Pokaże drogę, policzy
kalorie, pozwoli wrzucić zapis trasy na "fejsa", seksownym głosikiem
(niestety po angielsku) zmotywuje do wysiłku.
Tyle tylko, że:
Apka
nabija niestworzone ilości kilometrów, gdy kiepsko namierza sygnały GPS
(może to wina mojego tableta – koreańskiego badziewia). W efekcie
możemy się dowiedzieć, że w ciągu trzech godzin „pyknęliśmy” bagatela 28
km ze średnią prędkością niezłego rowerzysty. Wzbudza to dosłownie
euforię (Yea! Kozak jestem, urodzony komandos!) jednak po zbliżeniu
mapki w goglach widzimy fantazyjne zawijasy, którymi apka łączy punkty
gdzie namierzył nas GPS. Po powiększeniu jednej takiej mapy stwierdziłem
że w kilku miejscach krążyłem w kółko jak pijany bóbr, a w kilku innych
leciałem zygzakiem jakbym wkurzał snajperów. Pamięć podpowiadała mi co
prawda że szedłem wtedy wzdłuż rzeki i nie mógłbym fizycznie tak kluczyć
ale co tam – gogle map wraz z endomondo wiedzą lepiej. Nadmienię, że
kombinacje w ustawieniach aplikacji nic nie dały – zleciłem to
mądrzejszym od siebie, którzy trzykrotnie gremialnie poświęcili po kilka
godzin na podrasowanie i ustawienie mojego sprzętu i… niczego nie
zmienili. Koniec końców zwalili to na „g…niany tablet” i „a po co łazisz
po takich krzakach”.
Endomondo pokazywało mi też ile spaliłem
kalorii, fest osiągnięcie, zwłaszcza, że nie podałem nigdzie swojego
wieku, wagi, nie zmierzyło mi pulsu - a to wszystko bardzo istotnie
wpływa na spalanie kalorii. Mapka w google – temat rzeka. Google
zarządzają chyba nerdzi w czapeczkach, którzy nie rozumieją, że piesza
podróż umożliwia przemieszczanie się poza bitymi drogami. Wg nich tak
się nie chodzi, jedynie drogami bitymi o statusie dróg
gminnych/powiatowych/krajowych.
Namierzanie
miejsca – kilka razy stojąc na wzgórzu np. na północ od Słupska byłem
informowany, że jestem na południe, koło Miastka. Albo, że moja lokacja
to miejscowość odległa na mapie o kilka kilometrów. Krótko mówiąc, życia
bym temu urządzeniu nie powierzył.
Zasięg – GPS gubił się notorycznie, a kiedy zgubił się sygnał telefonu, Endzio głupiało (fajne wykresy potem rysowało na mapach, takie jakby pentagramy czy coś). Dla usprawiedliwienia najpopularniejszej aplikacji „sportowej” w kraju nadmienię tylko, że faktycznie poruszałem się w terenie rzecznych dolin i głębokich lasów, gdzie zasięg na komórce rzadko przekraczał jedną kreskę.
Podsumujmy
– jesteś fanem joggingu, biegającym po promenadzie – Endomondo jest dla
Ciebie. Wchodzisz do lasu, gdzie się gubi zasięg komórki – wywal ją
razem z Endzio, oszczędzisz nerwów i stresu.
2.
Krokomierz Samsunga – urządzenie tak proste w swojej idei, że aż
genialne – mierzy ilość kroczków, przemnaża przez pewne parametry i
podaj ilość km. Krokomierz był dużo dokładniejszy od tabletu z Endomondo
(oczywiście w pomiarze odległości). Początkowo, nie ufałem mu gdyż
uważałem że zawyżał ale po pewnym czasie odkryłem, że kroki nie są
naliczane gdy:
- ruszamy z miejsca po zatrzymaniu (kilkanaście kroków odpuszcza)
- gdy skradamy się bądź wyraźnie zwalniamy
- gdy przedzieramy się przez krzaki/zarośla/zagajniki
W
efekcie nie można przekładać wyników krokomierza 1 do 1 (ilość kroków
do ich długości), krokomierz podaje swoje wartości, które są bliższe
prawdy (przeliczenia statystyczne).
Podsumowując – niezłe, prymitywne
urządzenie, funkcjonujące zawsze i wszędzie. Tyle, że liczy tylko
odległość a nie trasę czy pozycję.
P.S. Zachodziłem swój krokomierz – ewidentnie coś w nim padło, za jakiś czas kupię i przetestuję podobne urządzenie produkcji Silvy – ponoć znakomite w swojej klasie i za przystępne pieniądze.
3.
Lokalizator Bushnell BackTrack – dość droga zabawka (cena ok. 430 zł u
producenta), które… jest w stu procentach warte swojej ceny. Prymitywna,
siermiężna obudowa, kryje kilka świetnych opcji:
Elektroniczny kompas – całkiem niezły choć wymagający skalibrowania po włączeniu co
przypomina rytualny taniec deszczu (wraz z dokładnym namierzaniem położenia – dobre dla bawiących się w geocaching).
Termometr (wiemy, że jest ciepło lub zimno nie tylko na podstawie swojego potu).
Licznik
trasy – mierzy długość przebytej trasy, średnią prędkość itp. – to jest
prawdziwy KAT, bezlitośnie pokazuje, ile przebyliśmy na podstawie GPS-u
nie dolicza nawet metra (idąc prosto). W efekcie wpadamy w kompleksy,
zwłaszcza jeśli przerzucamy się na niego z Endomondo. Rozbieżności
między pomiarem trasy na Endziu i Bushnellu wynosiły prawie 100% (5km na
Bushu i 9,8 na Endziu) Terenem próby była bagnista dolinka w lasach
dorzecza Słupi o słabym zasięgu zarówno GPS jak i telefonii komórkowej.
namierzanie
zapamiętanego celu – genialna opcja, samo sedno Back tracka –
wychodzisz z samochodu, zapamiętujesz punkt jednym przyciskiem i nawet
po wyłączeniu i ponownym włączeniu Backtracka widzisz strzałkę
pokazującą gdzie iść i ile zostało w linii prostej. Cud, miód, orzeszki i
liofilizowany kurczak. W moim modelu takich punktów mogę zapamiętać 5.
Dla mnie wystarczy.
Po ściągnięciu darmowej aplikacji na PC, możemy
odtwarzać zapis naszych tras, nakładając je na mapy google. Niby nic a
cieszy. Szybko, prosto i funkcjonalnie. Co ważne, wtedy można na google
map wyznaczyć trasę przez lasy i pola (czyli da się jednak).
Wady
– nie możesz wrzucić swoich osiągnięć do sieci, żeby się lansować (dla
mnie to zaleta akurat, nie chodzę po to żeby błyszczeć przebytą trasą).
Zresztą, przy wynikach z Bushnella byle lama z Endomondo będzie od
Ciebie szybsza i twardsza. Bushnell słabo przelicza kręcenie się po
lesie za grzybami (widać po powiększeniu obrazu trasy na kompie) i
czasami zaniża przebyta odległość (ale nieznacznie).
Osobiście ze
wszystkich środków kontroli trasy polecam… dobrą mapę i kompas. Będą
najlepsze. Jeśli jednak chcecie ułatwić sobie życie i mierzyć przebyte
odległości tudzież wiedzieć gdzie jest postawiona na parkingu bryka to
kombinacja Bushnell i krokomierz zdziałają cuda. Endomondo zostawcie
uprawiającym jogging i nordic walking, im wystarczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentuj, ale pamiętaj o zachowaniu kultury wypowiedzi.